10. Partytura
To, że wiem jak część trzecia zabrzmi, nie znaczy, że szybko i gładko idzie mi jej zapisywanie. Partytura to szczególny twór. Coś między instrukcją wykonawczą a dziełem samym w sobie. Dla mnie z przewagą pierwszego, ale jednak uznając wagę innych elementów zapisu niż tylko te dające się jednoznacznie odczytać i zrealizować, składających się na całościowy, zniuansowany przekaz. Wierzę, że „charakter pisma” ma znaczenie, również w partyturach pisanych komputerowo. Najtrudniejszą kwestią jest tu być może znalezienie dobrego balansu między tym co trzeba koniecznie zapisać, a tym co można i należy pozostawić decyzji wykonawcy oraz samemu, nie poddającemu się pełnej kontroli życiu. Czy może samemu działaniu muzyki i dźwięku (rozróżnienie świadome), które niemal zawsze okazują się być bogatsze niż przewidywania. Ważna nauka, jak zwykle, płynie z partytur dawnych mistrzów, które często mogą sprawiać wrażenie zapisanych wręcz niefrasobliwie. Mozart czy Beethoven swoje wiekopomne kompozycje ledwie szkicują, wiele pozostawiając domysłom, zwyczajom i po prostu okolicznościom. Wydaje się, że w niczym to ich dziełom nie ujmuje. Próba zanotowania wszystkich detali, zwłaszcza artykulacyjno-dynamicznych, ale też rytmicznych jest wysiłkiem, mam wrażenie, kontrproduktywnym, dającym wątpliwe efekty a przy tym nadwyrężającym wzajemne zaufanie między wykonawcą a kompozytorem. Z mistrzów niedawnych, największym był w tej materii chyba Ś.p. Penderecki. Prostota i sugestywność jego partytur olśniewa. Wydają się być pisane pewną ręką, z zastosowaniem absolutnego minimum środków dających maksimum czytelności. Z wykorzystaniem tradycji tam, gdzie to możliwe, bez zbędnych komplikacji, w połączeniu z zupełnie nową ale nie wymagającą wielostronicowych legend symboliką graficzną. Podziwiam obecną tu w moim odczuciu niemal odrobinę nonszalancji sprawiającej wrażenie absolutnej pewności efektu przy jednoczesnym pełnym zaufaniu i szacunku dla wykonawcy.
Mnie w tym tygodniu zajmowała przede wszystkim kwestia notacji wspomnianego ostatnio Ebow. W szczególności:
- czy starać się zapisywać dokładne wysokości dźwięku powstałe w rezultacie przesunięcia EBow w górę struny (co niekoniecznie ma sens, bo to po prostu kolejne dźwięki spektrum, a ich moment pojawienia się jest trudny do pełnej kontroli)?
- zwłaszcza czy i jak zanotować fazy przejściowe między kolejnymi stopniami spektrum (one w gruncie rzeczy interesują mnie tu najbardziej, ale nie bardzo dają się zapisać jako wysokości, raczej muszą wynikać z dobrze sformułowanej instrukcji)?
- na ile dokładnie sugerować miejsce przyłożenia Ebow do struny (zbyt dokładne nie ma sensu, bo gitary różnią się w szczegółach, np. w kwestii dokładnego umiejscowienia przetworników)?
- na ile starać się uwzględnić w partyturze skądinąd bardzo pasujący mi i potrzebny szum, który pojawia się w pewnych pozycjach EBow nad struną (gdyby nie uwzględniać wcale, gitarzysta może chcieć go wyeliminować)?
- jak potraktować kwestię dynamiki (głośności) – czy zapisać pożądany „poziom zbiorczy” i zostawić szczegóły gitarzyście, dyrygentowi oraz realizatorowi dźwięku, czy jednak zasugerować poziom głośności do ustawienia na poziomie gitary, wzmacniacza oraz miksera?
A poza tymi detalami zajmowałem się również kompozycją i zapisem pierwszego odcinka docelowej już formy, w postaci 3-minutowego „preludium” saksofonowo-gitarowego (te instrumenty w funkcji „Strzelby Czechowa” – dotąd pozostawały nieco w cieniu, teraz w pełni solo):
- czy zakładając brak pełnej kontroli rytmicznej nad partią gitary oddać pole w tej materii również przypadkowi i wyczuciu saksofonisty?
- czy w ogóle notować jakieś określenie tempa, które w pewnej mierze dyktuje również charakter, czy ograniczyć się do określenia przybliżonych czasów trwania odcinków?
I tak dalej. Poniżej zrzut ekranu z któregoś momentu pod koniec tygodnia, z widoczną partyturą oraz towarzyszącą mi stale stroną z saksofonowymi wielodźwiękami, a także krótki fragment możliwego brzmienia tego fragmentu – do posłuchania.
Posłuchaj
Po preludium już rozmowa. Na początku w ciszy. Melodycznie luźno oparta na motywach wcześniejszych, zakotwiczona w „punktach węzłowych” całego materiału harmonicznego w utworze: osiach d oraz gis. Rozważam małą ale znaczącą zmianę w nazwaniu bohaterów na Puer i Puella. O ile zgodzi się Szczepan. Dlaczego? Może jeszcze do tego wrócę.
PUER (MĘŻCZYZNA)
Pragnąłem czegoś, czego nazwać nie potrafię.
Czego pragnąłem, kiedy wiatr wypełniał
prostokątny żagiel mojego okrętu?
PUELLA (KOBIETA)
Chciałeś, abym ja pragnęła ciebie,
twojej potęgi i sławy, twojego bogactwa.
PUER (MĘŻCZYZNA)
Bogactwa? W śmierć wstąpiłem przecież nagi.