W tym tygodniu po raz pierwszy w życiu zobaczyłem Panoramę Racławicką. Miałem zobaczyć trzydzieści lat temu, ale się nie udało, bo zachorowałem. Ogromnie żałowałem, nie widoku Panoramy bynajmniej, tylko tak długiej jazdy autobusem z klasą. No ale tego nie nadrobię. Nadrobiłem widok i ku swojemu zaskoczeniu nie rozczarowałem się. Imponujący ów obraz zrobił na mnie spore wrażenie. Rozmiarem i detalem, owszem, ale przede wszystkim unaocznieniem jakoś wzruszającej ludzkiej potrzeby przedstawienia i utrwalenia momentów w czasie i przestrzeni. Nie żyją uczestnicy bitwy, nie żyją malarze, nie żyją zapewne urzędnicy wykłócający się o to, gdzie obraz ma zawisnąć, a obraz powstał, przetrwał trudne chwile, zawisł i wisi. Odnowiony i zadbany. Powstał nie ku chwale autorów, nie jako wielka sztuka, tylko jako nośnik pamięci. Widać też na nim wiele koni w walce.

 

A po Panoramie obejrzałem w telewizji pierwszy odcinek programu Drużyna Ex i wzruszyłem się mniej, ale jednak trochę też. Przy odrobinie dobrej woli, jest to obraz wyrozumiałości, wybaczenia, pojednania i życzliwości mimo przeszłości. Czego chcieć więcej od ludzi.

 

A potem słuchałem parokrotnie Born Slippy .NUXX i wzruszałem się ponownie; coś zaczęło mi się przypominać, coś klarować, ale do końca się nie przypomniało ani nie wyklarowało. 

 

Enişte już wie. Próbuje jeszcze argumentować, ale czuje, że to na nic. W jego głosie zaczynają pojawiać się rozpacz i strach. Cienia nadziei upatruje w tym, że jest przecież autorem dzieła. Ale dzieła są mądrzejsze od twórców i w pewnym momencie już ich nie potrzebują. Wręcz przeciwnie.