Nazad
Jeden z najbardziej ekscytujących (dla mnie) pisarzy współczesnych, Karl Ove Knausgård, pisze o Emmanuelu Carrère, że jest najbardziej ekscytującym spośród pisarzy współczesnych. Jak można się domyślić, ekscytacja Knausgårda wiąże się z autobiograficzno-autopsychoanalityczno-quasi reporterskim charakterem tej prozy. Pisze Carrère o różnych rzeczach, na przykład o swoich przygodach z różnymi odsłonami głębokiej wiary i jeszcze głębszej niewiary. Każde zdanie osadza we własnym, przywołanym realnym doświadczeniu, stając się własnego pisania zakładnikiem i w pewnym sensie ofiarą. Być może czasem jest to pisanie odkupieniem, ale mam wrażenie, że wcale nie zawsze. Jest to rzeczywiście chwilami wstrząsające. Straceńcze obnażenie się budzące, w każdym razie mój, podziw. Zwierciadło nie tyle się przechadzające i odbijające to i owo, ile stojące stale na wprost gęby autora, jak i, zarazem, czytającego.
Podobno 12 grudnia jest dniem neutralności. Ładny pomysł. Przy czym ostatecznie każda walka jest chyba z samym sobą o siebie samego. Co by tu miała znaczyć neutralność – trudno powiedzieć. Ale być może coś by mogła.
Nie mam pewności czy wyniszczone, patrzące wymownie i pytająco postaci mijane na ulicy to osoby realne, czy odbicia własne. Chociaż to na jedno wychodzi.
Dziś w nocy Tomasz Konieczny przysłał pierwszy montaż nagranych przed chwilą pieśni do słów Baczyńskiego. W samą porę – skończyłem instrumentować Spojrzenie, zacząłem Wigilię i chyba będę musiał się nieco cofnąć a część wyrzucić. Orkiestra poniosła mnie w nienajlepszą stronę. Waham się trochę między klarownością a mglistością. Ale przede wszystkim było za głośno i za ciężko. Nazad.