Odcinki
Flet krąży wokół tuby, potem tuba wokół fletu. A potem następuje zmiana, po czym powrót. I tak się to toczy i układa. Mogłoby bez początku i bez końca.
Przypomniało mi się, nawiasem mówiąc, że w wypracowaniu maturalnym z języka polskiego (pisanym na temat „Kreacjonizm czy dokumentaryzm? Która z artystycznych metod trafniej przedstawia świat?”) napisałem o muzyce Bacha, że jest formą wieczną, której w konkretnych utworach poznajemy tylko wycinki. Był to raczej przykład przywłaszczenia sobie jakichś kompetencji na wyrost, bez pełnego zrozumienia o czym się mówi, żeby zaimponować pani polonistce (co zresztą całkiem się udało), bo nie wiedziałem zbyt wiele o niczym, a już na pewno nie o Bachu ani wieczności w owym czasie. Ale był to też przykład myśli przychodzącej do głowy na wyrost i w niej pozostającej, z czasem rozumianej lepiej i pełniej a w końcu zasymilowanej całkowicie. Tak to jest właśnie, nie tylko z Bachem. Formy muzyczne operują odcinkami (niektóre pojedynczymi, inne zestawami wielu różnych) jakichś całości większych niż sam utwór. I do tych całości odsyłają, zawieszając czas lokalny na okres trwania utworu. Jak z Jodie Foster w „Kontakcie”.
Swoją drogą nie pamiętam, czy napisałem, że kreacjonizm, czy dokumentaryzm. Bardzo możliwe, że byłem na tyle głupi żeby twierdzić, że dokumentaryzm. Albo odwrotnie.