Również dokładnie dwadzieścia lat temu (bez ośmiu dni), wybrałem się po raz pierwszy w życiu na Warszawską Jesień. Mając zacząć za chwilę studia w Katowicach, chcąc posłuchać kompozycji Aleksandra Lasonia, w którego klasie miałem się znaleźć, i w ogóle pragnąc zaznać legendy, że tak powiem. Grało dopiero co uformowane AUKSO. W przerwie koncertu na krzesło wskoczył Andrzej Chłopecki i ogłosił ku entuzjazmowi zebranych, że oto nowa gwiazda: Agata Zubel (której utwór też był w programie). Po koncercie kręciłem się długo po Warszawie, nie mogąc wyrzucić z głowy jeszcze innego punktu programu, „Na smyczki” Tomasza Sikorskiego.

Przypomniał mi się film, horror czy thriller sci-fi, którego tytułu nie pamiętam (pewnie mógłbym łatwo znaleźć, ale poleganie na własnej ułomnej pamięci bardziej niż na googlu ma jednak pewien retro urok), ukazujący grupkę bohaterów, którzy z jakiegoś powodu (również nie pamiętam jakiego) wypadli z chwili obecnej i pozostali w „przedchwili”, bez możliwości dogonienia świata. Sceneria jest opustoszała, zmatowiała i cicha, przez jakiś czas nic się nie dzieje, a w końcu daje się słyszeć złowróżbny, najpierw odległy ale oczywiście stale się zbliżający hałas, który okazuje się być dźwiękiem destrukcji świata z przed chwili przez rodzaj gigantycznego, pożerającego wszystko pokemona. Film był chyba niskobudżetowy, ogółem raczej marny, ale sama koncepcja zrobiła na mnie duże wrażenie. Sentyment zatrzymania się, „wylogowania” i dania sobie chwili wytchnienia w tej perspektywie traci na atrakcyjności.

Dziś Agata Zubel zaśpiewa na Warszawskiej Jesieni „Maskę”.