Kawiarnia
Na całość powieści Nazywam się Czerwień składają się dziesiątki opowiastek. O różnych osobach, rzeczach i zdarzeniach dziejących się w różnych czasach, od teraźniejszego (XVII wiek) po „dawno, dawno temu” i w różnych miejscach, chociaż przeważnie w Stambule lub okolicach. Natomiast zawsze w pierwszej osobie. Czas i przestrzeń, które mają tu prawdziwe znaczenie to tu i teraz, w miejscu i momencie spotkania opowiadającego ze słuchającym. Nie chodzi tu o fakty, które mieliby przekazać opowiadający, żeby słuchający mógł dociec jakiejś obiektywnej prawdy, tylko o zaangażowanie w opowieść. O kawiarnianą rozrywkę.
Swoją drogą, gdybym miał spróbować domyślić się dlaczego Orhan Pamuk jest nie do końca zadowolony z aspektu kryminalnego powieści, to powiedziałbym, że przyczyną może być dysonans między tym głównym założeniem a dość klasycznie poprowadzoną intrygą z morderstwem, podejrzanymi itp. Ogółem nie chodzi o to jak było, tylko jak kto opowiada, a w temacie morderstwa jednak zmierzamy do jednoznacznego wyjaśnienia tajemnicy. Chyba wolałbym, żeby to się nie okazywało, tylko rozmywało, jak w plotkach. I tak jest przez absolutną większość opowieści; nie wiadomo co się komu zdawało, co przyśniło, a co być może wydarzyło się naprawdę, o ile taka kategoria w ogóle ma sens.
W każdym razie opowiastki. Dłuższe, krótsze, różne. Pozornie bez związku, ale właśnie w związkach głębokich i zdumiewających.
Lekcje kompozycji z Ulianą Biłan odbywały się w kawiarni. Najczęściej w „Śnieżce”. Przesiedziałem tam z Ulianą Biłan długie, długie godziny słuchając historii niestworzonych, wspomnień o kawiarniach lwowskich oraz życzliwych uwag o moich próbach twórczych. Jedną z lekcji zapamiętałem szczególnie dobrze. Nie przyniosłem na nią nic nowego, sądząc, że ten jeden raz nic się przecież nie stanie i mogę posłuchać tylko opowieści. Uliana Biłan pobladła a bladość ta robiła wrażenie straszliwe w kontraście z czerwienią jej fryzury. Po chwili milczenia przeszła do opowiastek, a ja nigdy więcej nie pozwoliłem sobie na taki wybryk. Do dziś na myśl, że miałbym któregoś dnia nie usiąść do roboty drżę z przerażenia.
Nabyłem długogryfowy, siedmiostrunowy saz turecki i na nim brzdąkam.