Kobieta
Właściwa scena I (druga po prologu) skończona. Konflikt i kontekst zostały zarysowane. Jeden monolog, jeden duet i dwa chóry; jestem w 21 minucie. Jak zawsze dotąd w tego typu formach, zaczynam coraz pełniej wyczuwać całość. Tylko nie mogę się jej przyglądać zbyt intensywnie, bo znika. Muszę udawać, że nie patrzę i zapamiętywać, ile się da ze spojrzeń ukradkowych. A może nie muszę zapamiętywać wcale bo ciąg dalszy ujawnia się niezawodnie w swoim czasie. Do wczoraj byłem na przykład pewien, bo tak sobie wstępnie założyłem, że po rozmowie Şeküre z Enişte na scenie pojawi się pierwszy z absztyfikantów – ilustratorów. Tymczasem wczoraj, po zamknięciu dialogu i wieńczącego go chóru zobaczyłem, jak na scenę wraca Meddah. Tym razem wcielając się w inną postać.
Swoją drogą, mam opór przed ujawnianiem zamysłu w pełni. Spoiler w operze działa inaczej niż innych formach dramaturgicznych. Wręcz może odwrotnie niż gdzie indziej, jest sprzymierzeńcem a nie wrogiem. Nie w suspensie tkwi moc opery, tylko w odpowiednim ukrwieniu znanej struktury. Ale jednak coś zakazuje mi mówić wprost o tym na przykład w jaką postać wcieli się teraz Meddah. Powiem tylko, że wcielenie drugie jest nie bez związku z pierwszym, co stanowi wątek wysoce kontrowersyjny, i do czego za chwilę sam Meddah się odniesie.
Jeszcze inna myśl: bywa czasem trudno nie utożsamić wypowiedzi bohaterów z poglądami autora. Z moich (rosnących) doświadczeń w pracy z autorami wynika, że to założenie jest całkowicie błędne; że autorzy przyglądają się swoim bohaterom, słuchają ich wypowiedzi i śledzą ich losy z zaciekawieniem, czasem zdziwieniem, a czasem zażenowaniem nie mniejszym niż konsumenci ich sztuki. No więc ja, będąc tu autorem tylko bardzo pośrednio, ale jednak trochę, przyglądam się i przysłuchuję bohaterom nie bez zdumienia. Czasem może wolałbym, żeby mówili co innego, ale mówią to co mówią a ja nie jestem od tego, żeby im dyktować co mówić mają. Przywiązuję się do nich coraz bardziej.
Tymczasem koncertu fletowego minuta szósta; zamknięte mam mniej więcej sześć ogniw (niektóre można widzieć/słyszeć jako warianty innych, więc może mniej). W ogniwie kolejnym sięgnę do małego motywu melodycznego, który przyszedł mi do głowy wieczorem 23 lutego b.r., na 4 piętrze niedużego hotelu w niedużym mieście na Dolnym Śląsku. Nie mogłem się go pozbyć przez parę godzin. A teraz go sobie przypomniałem.