Nie napiję się dziś z Tobą, Narodzie. 

 

Był czas, że piłem. Nawet sporo. Nawet często. Coraz więcej i coraz częściej. Piłem i kiwałem się, nie całkiem do rytmu. Piłem i zasypiałem, jak w objęciach mamy. Jakby tata czytał bajki. Nie chciałem przestać. A potem bałem się. Różnych rzeczy. Że nie zasnę. Że będę gorzej widział i słyszał. Że znikną zjawy i zamilkną demony.

 

Jednak przestałem.

 

Ale nie myśl, Narodzie, że tu będą morały. Że Ci będę prawił kazania. Zajrzałem za próg, przez uchylone drzwi i patrzyłem dłuższą chwilę. Wszystko rozumiem.

 

A zjawy widzę ostrzej i demony słyszę wyraźniej.