Myślę o języku, Narodzie. Różne rzeczy. Na przykład, że jest ojczyzną dużo bardziej, niż serce w piersi (chociaż to ładny obrazek). Albo że jest strojem z maską, w który można się przebierać i być w nim różnymi osobami. Również, że zaskakuje mnie z wiekiem coraz bardziej jak płynną jest materią i jak się zmienia; jak się zmienił choćby w czasie mojego życia. Jak głupie jest przywiązanie do jego istniejącej formy, a zwłaszcza budowanie hierarchii i sądów zależnych od tego jakich jego form kto używa; upór przy tak zwanej jego poprawności. Ale jednocześnie jak godne podziwu i rzadkie są przykłady jego użycia wirtuozowskie.

 

Myślę to wszystko i czytam Wesele na coraz to nowe sposoby. W głowie mi się kręci. Ubrałem się za lekko na tę górę. Ale idę szybko, więc może nie zmarznę. Może nie zamarznę.