W chwili przerwy patrzę w ścianę. Coś tam niby widać, jakieś wzorki, konstelacje, coś tam się niby otwiera. Ale czas nie zatrzymuje się. A szkoda mi go bardzo. Straszliwie mi go szkoda.

 

Swoją drogą, gdybym miał zdefiniować muzykę, to powiedziałbym, że jest ona rzeźbieniem w czasie. Utrwalaniem i unausznianiem płynnych figur czasu. 

 

Meduzy na ścianie. 

 

Inne definicje coraz mniej mnie przekonują.