Spotkałem bacę. Szedł z puszką piwa za sporym stadem owiec i kóz pohukując na ociągające się bydlęta. Miał psa, raczej nierasowego, nader posłusznego. Był skory do rozmowy. Wyjaśnił, że on zamyka stado a z przodu jest jeszcze jeden pasterz – Ukrainiec. Opowiedział o spotkanych w okolicy wilkach (wierzę, sam spotkałem) i niedźwiedziu (trochę wątpię). Narzekał, że bolą kości, bo zimno. Ale ogółem chwalił pasterskie życie. Cieszył się, że stówki lecą a napić się można zawsze, a nie jak na przykład w tartaku. Rozumiem jego entuzjazm.

Sen o byku okaże się być może proroczy. Teraz nie wyjaśnię.

No dobrze, a teraz już orkiestrowy Baczyński. Zabieram się.

PS - Bardzo dziękuję za Koryfeusza.