Podobno czas jest tylko jedną z form postrzegania i jak jest z jego prawdziwą naturą, nie wiadomo. Podobno jest względny i jego prędkość oraz kierunek mogą zależeć od jakichś tam okoliczności. Podobno może wcale nie istnieć, być tylko poręcznym złudzeniem czy prymitywnym konceptem kryjącym coś głębiej w fundamentach rzeczywistości. 

 

Jednak z punktu widzenia polarnego odkrywcy, wszystko to brednie. Czas jest dlań jedynym fundamentem rzeczywistości. Nieubłaganym, sensotwórczym i śmiercionośnym, nienegocjowalnym faktem. Względne jest wszystko poza nim. Cała reszta może równie dobrze być złudzeniem; blaknącym powoli, niewiele wartym wspomnieniem.

 

Ktoś nieroztropny mógłby podjąć się teoretyzowania na temat natury czasu przy kapitanie Mikkelsenie. Zagadnąć go o to i zaoferować, nie daj Bóg, własną opinię. Kapitan Mikkelsen mógłby zabić go jak chorego psa zaprzęgowego. Strzelić mu w głowę, z pewnym żalem, ale bez przesady. I słusznie.