Z przyczyn logistycznych musiałem w tym tygodniu stworzyć zwięzłą koncepcję / ogólny opis libretta, do wglądu dla osób zaangażowanych w produkcję i muszących zacząć swoją pracę równolegle do mojej. Zadania tego typu, kiedy jest się w trakcie pisania utworu są tyle uciążliwe, co i ryzykowne. Mam nierzadko wrażenie, że dzieła są mądrzejsze od ich autorów a rolą autora nie jest zbyt pochopne osadzenie się w jednoznacznych interpretacjach, ani zbyt szybkie ustalenie, dokąd dzieło ostatecznie zmierza. Ale takie próby chwilowego oglądu całości mogą też być pożyteczne. Jak wyjścia na szczyt masztu, powiedzmy. Właściwie są na porządku dziennym, na użytek własny, przy czym wtedy są o wiele mniej zobowiązujące. No cóż, dodatkowe wyzwanie, nie pierwsze i nie ostatnie.

 

Na szczycie masztu ujrzałem przerażająco bezkresny horyzont, bez śladu suchego lądu, gdzie by nie spojrzeć. Tu i ówdzie ciemne chmury układające się w dziwne, niepokojące kształty. 

 

Treści powstałej koncepcji nie przytoczę. Powiem tylko, że utwierdzam się w założeniu, że postacią centralną jest Şeküre. Wokół niej się wszystko obraca, w jej postaci i dramacie skupiają się główne i poboczne symbole i wątki. Wybrzmiewa pytanie, czy stanowi centrum grawitacji i obrotami rzeczy „zarządza”, czy też jest w środku wiru, zdana na łaskę i niełaskę żywiołów. Widzę też, że konstrukcja całości jest rodzajem konstelacji złożonej z opowieści. Dłuższych, krótszych, baśniowych, realistycznych; osobistych relacji czy anegdot, przypowiastek w duchu moralitetu, czy innych małych form narracyjnych. Dynamiką naczelną jest, jeśli można tak powiedzieć, zmienna perspektywa. Myśl o dalszym odkrywaniu tej struktury mnie ekscytuje. Od myśli o ogromie tego zadania odwracam uwagę. Muszę stawiać się po prostu do roboty, codziennie, wcześnie rano.

 

Dwa słowa o koncercie, przybywa go. Jestem w siódmej minucie. Mam też tytuł, podoba mi się i raczej taki zostanie: Minute Concerto. Z zamierzoną dwuznacznością pierwszego członu, ale w wymowie raczej /maɪˈnjuːt/. Więcej kiedy indziej.