Scena IV skończona. Meddah odegrał ponownie swój cyrk. Jednych może rozbawi, innych zirytuje, a niektórych pewnie oburzy. Oby choć tyle. Pobawiłem się w tej scenie cytatem. Rytmiczno-melodycznym. Rzeczy dobrze znanej. Ale nie bardzo wprost.

 

A teraz stoję z lekką zadyszką przed murem. Przede mną ważne dwie sceny – konkluzja aktu pierwszego. Zaprezentują się absztyfikanci, ale zanim zostanie wyłoniony zwycięzca konkursu, zginie fundator nagrody. Jeszcze nie mam pełnego tekstu; nie wiem też w pełni jak zbuduję dobitność ostatnich chwil przed zapadnięciem kurtyny (raczej nie będzie faktycznej kurtyny, chociaż kto wie), tak żeby nie można było mieć żadnych wątpliwości w jak trudnej sytuacji znalazła się Şeküre. Chwilami wydaje mi się, że nic nie wiem i ogarnia mnie panika, ale przecież coś tam wiem. Coś tam wie moja ręka.

 

Cytując powieściowego Oliwkę: „Zamierzałem narysować rumaka, jakiego jeszcze nikt nie stworzył. Najpierw go sobie wyobraziłem. Świat zniknął, zapomniałem, że istnieję, że jestem, że tu siedzę, że mam malować. Ręka sama zanurzyła pędzelek w kałamarzu […]. Do dzieła moja ręko!”

 

Pamuk napisał rzecz na wskroś operową. Jest tajemnica, jest miłość, jest śmierć, jest zemsta. Jest nawet podglądanie przez dziurę w ścianie. Jest też, może przede wszystkim, dziwna, wręcz dziwaczna konwencja, przez którą trzeba się przebić i z nią zaprzyjaźnić, żeby się głęboko wzruszyć. Bez najpierw świadomości i akceptacji, a potem kompletnego poddania się tej konwencji można się tylko śmiertelnie znudzić.

 

Koncert też wszedł w nową fazę. Zamknąłem rodzaj wielowątkowej, rozbudowanej ekspozycji z kilkoma kulminacjami i elementami przetworzenia. Pora na konkluzję. Widzę dla niej kilka możliwości; nie spieszę się. A po drodze być może jeszcze podwójna kadencja, albo elementy czegoś w tym rodzaju. Zobaczymy.

 

Za tydzień Leśmian (razem z Baczyńskim) w Mużakowie / Bad Muskau.