Scena pierwsza, czy też prolog (jeszcze nie wiem) skończony. Postać bez twarzy wyżaliła się i w pewnym sensie zapowiedziała to, co będzie dalej. Postać jest bez twarzy, ale nie bez imienia, co stanowi element zagadki przenikającej powieść. Jest to w niemałej mierze kryminał, chociaż sam Autor twierdzi, trudno powiedzieć na ile przekornie, że ten aspekt wyszedł mu najsłabiej. Że to bardziej romans. Ale kto tu romansuje? Kobieta z mężczyzną? Mężczyzna ze wspomnieniem dziewczyny? Artysta z dziełem, obiektem, tradycją, przyszłością? Stambuł z Wenecją? 

 

Libretto operowe to specyficzna materia. Nie prowadziłem pogłębionych studiów ani analiz porównawczych na szeroką skalę, daleko mi do znajomości całej literatury gatunku, pewne ambicje w tym zakresie ustępowały zawsze konkretnej robocie do wykonania. Za to kilka librett znam na pamięć. Coś każe mi myśleć, że je dogłębnie zrozumiałem i że wolno mi sformułować na ich podstawie wnioski generalne. Na użytek własny. Otóż jest libretto szkieletem, ale w pełni organicznym. Kościec ten jest tkanką żywą; granica między nim a ukrwionym mięsem jest zupełnie nieostra. Jest też libretto wypowiedzią, w której jak najbardziej można i należy dopatrywać się i dążyć do logiki i sensu. Przy czym jest to wypowiedź na wskroś lapidarna. Do tego stopnia, że nawet puenta może być ledwie zasugerowana, albo w ogóle może się nie zmieścić w samym tekście wypowiedziana wprost. Ale nie powinna nigdy umknąć w całości. Ma libretto wiele wspólnego z treścią dowcipu. Jak wiadomo, dowcip ma ściśle określony cel, którego osiągnięcia konkretna treść jest warunkiem koniecznym. Jednak założenie, że cel ten realizuje się w samej tylko treści prowadzi do wyjątkowo przykrych i krępujących rozczarowań. Towarzyskich, miłosnych, dydaktycznych, scenicznych i innych.

 

Jeszcze parę słów o wykonawcach. Uczony doświadczeniem nie chcę zdradzać zbyt wiele, żeby nie musieć się wycofywać; różnie to bywa. Ale pewne decyzje są raczej nieodwołalne; w ten czy inny sposób konieczne do zrealizowania. Więc solistom i chórowi będzie towarzyszył zespół, złożyło się wyjątkowo fortunnie, z epoki, o której opowiada historia, a jednocześnie z epoki w której rodzi się gatunek opery, co też jest w pośrednim głębokim związku z historią. Cynki, puzony, być może flety proste, skrzypce, kontrabas oraz konsort gamb i jakaś perkusja.

 

Krótko mówiąc opera nabiera rozpędu. A koncertu fletowego też przybywa. Z założeniem braku fal narracyjnych bywa różnie. Ale model codziennych dwóch faz myślenia i pracy się sprawdza.

Wiatr i stan morza znośne. Zdarzają się szkwały, zdarzają się cisze. Ale kurs stabilny.