Nie ma w „Weselu” wielkiej miłości. Takiej, co zabiera oddech. Co obezwładnia i pochłania. Co nie pozwala nie myśleć o sobie wzajem wyłącznie, obsesyjnie i bez końca. Co nie daje przestać płonąć. Co każe patrzeć sobie wzajem w oczy i się rozsypywać, rozpływać. Co nie daje się już znieść, ale pragnie się jej więcej. I tak dalej. Nie ma. No nie ma, patrzę i nie ma. Są jej parodyjki, są jej wspomnienia, przeczucia, są jej cienie. Ale jej, takiej, nie ma.

 

Jest za to wielka, czuła, czasem złośliwa, ale wyrozumiała, czasem surowa, ale bezwarunkowa miłość do Ciebie, Narodzie. Całego Ciebie. 

 

Ciekawym, czyś zauważył.