Życie podobno jest tańcem, Narodzie. Albo przynajmniej podobno warto tak o nim myśleć. Jest nieprzypadkowym ruchem ograniczonym pewnymi zewnętrznymi uwarunkowaniami, wpisanym w pewne ramy, ale realizowanym w tych ramach swobodnie. Wspólnie z innymi. Ze świadomością własnego ciała, ale bez skupienia na sobie. Balansując na granicy utraty równowagi, ale nie przewracając się. W każdej chwili negocjując swoją pozycję, w reakcji na okoliczności i osoby.

 

A tańce bywają różne i różni tancerze. Zgrabni, niezdarni, śmiali, bojaźliwi, prawdziwi i fałszywi. Wiesz, co mam na myśli, prawda? Są tacy, co zatańczą zawsze chętnie, są tacy, co niechętnie i nie zawsze. I są też tacy, co nigdy, mając przekonanie, że tak jest najlepiej dla nich i dla świata. Ale tak nie jest najlepiej. Nie ma to żadnego znaczenia, co sobie uzmysłowiwszy, można tańczyć bez skrępowania. Podobno.