Byłam zaskakująco spokojna. Tak pomyślałam obserwując się z zewnątrz. Ktoś inny też mógłby tak pomyśleć. Myśli kręciły się z wolna, jakby z wysiłkiem. Nie dawały się zauważyć żadne bystre ich potoki ani kaskady. Nie imponowały też treścią, choć były liczne. Ocean bzdur, pomyślałam, doznając kolejnego w życiu zawodu.

 

Wiedziałam już jednak przecież, że możliwe są tu burze. Że pojedyncze wiry mogą połączyć się ze sobą, przyspieszać stopniowo a w końcu zawładnąć wszystkimi w niepowstrzymanym, śmiercionośnym pędzie. 

 

Coś kazało mi wystrzegać się takich porywów. Zapobiegać im w porę. Pytanie o to co i dlaczego tak mi kazało odłożyłam na później. Wypatrywałam zwiastunów. Obserwowałam pilnie tę szarawą, bezkształtną masę własnego wnętrza. Wyczekiwałam anomalii, zakłóceń, rozbłysków.

 

Na razie panowała cisza.