Popiół
Tak żyłam. Brnęłam. Przed siebie, powoli i długo. Bardzo długo, przez wieki. Budowałam historie. Patrzyłam, jak zajmują się ogniem, płoną jasno i w końcu wygasają. Inne burzyłam po chwili. Grałam role, raczej drugoplanowe. Udawałam. Pozwalałam w siebie wierzyć, sama nie wierząc w nic.
Zapominałam czasem kim jestem. Zapominałam, jak zapomina się zapach, jak zapomina się smród. Nigdy do końca. Można o nim nie myśleć, ale nie można go nie rozpoznać. Przypominałam więc sobie. Bywało, że długo nie, ale niechybnie w końcu tak.
Bywało też, że miałam chęć wyznać prawdę. Bywało, że przemożną i nieodpartą. I zdarzyło się, że wyznałam prawdę, która ku mojemu zdumieniu i rozpaczy okazała się bzdurą, jak wszystko inne. Nie potrafiłam wyznać prawdy, bo prawda ta nie żyła. Zamarzła, wyschła, ustało w niej krążenie. Skruszył się jej korzeń, zerwała się kotwica. Obróciła się w popiół.
I co teraz?