Zaskoczeń ciąg dalszy. Na początku tygodnia premiera koncertowa Ja, Şeküre miała upaść, a w części tygodnia dalszej okazało się, że jednak uda się uratować fragmenty. W wersji z kwartetem smyczkowym i fortepianem, którą musiałem przygotować pilnie. Fragmenty będą tylko trzy, za to dość kluczowe. 

 

Nie sprzyja to wszystko powstawaniu koncertu. Ale datę prawykonania (w grudniu) niewiele to obchodzi. Więc mnie też niespecjalnie.

 

Praca z serią przynosi pewne niespodzianki. Wydawałoby się, że to wyłącznie zimna kombinatoryka, ale po pewnym czasie myślenia o wariantach, możliwych akordach i innych konsekwencjach takiego a nie innego zestawu wysokości i interwałów, cała ta materia zaczyna mieć znaczenie głębsze niż tylko, jakby to powiedzieć, obiektywne. Zaczynam się przywiązywać do niektórych rezultatów tych przekształceń bardziej niż do innych. Zaczynam je lubić. A przy tej okazji ponownie odkryłem zadziwiający zbiór skal i akordów Nikolasa Slonymskiego. Kiedyś w nim grzebałem i coś znalazłem. Chyba znajdę znowu.

 

Czytam też Wyspiańskiego i o Wyspiańskim. Nie bez powodu.

 

Tymczasem świat się podobno rozszerza jak nadymany balon a przy tym ochładza. Trudno w to uwierzyć.